środa, 18 czerwca 2014

Marcin Wroński „Haiti”

„Jestem wrak, kurwa zużyta, proszę pana. Poprzestaję na małym jak cholerny grecki filozof. (…) Jestem nikim, nie zauważył pan?” Tak mówi o sobie bohater serii kryminalnej Marcina Wrońskiego, czyli Zygmunt Maciejewski. Jest 3 maja 1951 roku. Komisarz dawno już nie jest policjantem. Czas spędza na lubelskim hipodromie, gdzie opiekuje się gniadą klaczą, tytułową Haiti. Los sprawił, że oboje stali się w nowym, niby lepszym, socjalistycznym świecie niepotrzebni. Wyścigowy koń i przedwojenny kierownik Wydziału Śledczego. Tego pierwszego trudno zaprząc do furmanki z gnojem („nie przedstawia wartości roboczej, tj. pociągowej i rolniczej”), o drugim z bohaterów właściwie można by powiedzieć to samo. Zyga dla nowej władzy nie stanowi żadnej wartości. Jednak człowieka i zwierzę łączy coś więcej niż tylko porośnięty wysoką trawą zrujnowany teren dawnych wyścigów konnych. To historia sprzed wybuchu wojny. Oto w stajennym boksie zostaje znaleziony martwy człowiek: „(…) tego biedaka w stajni koń może i kopnął, ale zanim to się stało, facet został uduszony. W żadnym razie nie przez konia, rozumie pan?”. Sytuacja jest o tyle nieprzyjemna, że zdarzenie ma miejsce podczas wystawy koni, a klacz należy do człowieka ze szczytu elit, bo samego księcia Światopełk-Czetwertyńskiego. Mało tego, ktoś włamuje się do Browaru Parowego „Vetter”, pruje kasę ogniotrwałą i znika z pieniędzmi. Lokalne media są szczęśliwe. „Włamywacz z browaru obnaża nieudolność lubelskiej policji”. Oczywiście, nie będę zdradzał, jak i dlaczego te dwa pozornie odległe zdarzenia łączą się i tym samym wpędzają komisarza w wir mrocznych wydarzeń. Tegoroczny laureat Nagrody Wielkiego Kalibru i Kryminalnej Piły w szóstym już tomie przygód komisarza Maciejewskiego nie zawodzi. „Haiti” wypada szczególnie dobrze w partiach dialogowych. Autor ma świetny słuch językowy. Potrafi doskonale oddać sposoby mówienia różnych grup społecznych, robi to bez jednej fałszywej nuty, z poczuciem humoru. Oczywiście, jak zawsze u Wrońskiego, widać dbałość o szczegół. Każdy z rozdziałów jest poprzedzony cytatami z przedwojennej prasy, które wprowadzają w klimat epoki, pokazują ówczesne relacje społeczno-polityczne, ale i te międzyludzkie, sąsiedzkie. Niewielki przykład: „Uprzejmie proszę Moją Szanowną Klientelę, aby była łaskawa podczas remontu frontu mojego sklepu, wchodzić do sklepu przez sień. Z poważaniem, T. Żurek, Krak. – Przedm. 17., tel. 24 – 15”. Cóż, nie pozostaje mi nic innego jak zachęcić Szanownych Czytelników do sięgnięcia po najnowszą powieść Marcina Wrońskiego. Chociażby po to, żeby zobaczyć jak wyglądał tamten świat, no i poznać losy policjanta na etacie dozorcy, oraz konia, którego z tylko sobie znanych powodów nie chce za żadne skarby oddać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz