niedziela, 11 maja 2025

„Mewa”, reżyseria Igor Gorzkowski, Teatr Jaracza w Olsztynie

 


Lekarz Dorn, zapytany o najpiękniejsze miasto, jakie widział w swoim ponad pięćdziesięcioletnim życiu, odpowiada tęsknie: „Genua. Człowiek chodzi sobie wśród tłumu bez żadnego celu, tu i tam, po linii łamanej, żyje z tłumem, łączy się z nim psychicznie i zaczyna wierzyć w możliwość jakiejś kosmicznej duszy”. To ważne, bo akcja dramatu Czechowa toczy się na głębokiej prowincji, gdzieś nad jeziorem, pod lasem. Z daleka od wielkiego świata, od cywilizacji. Może to być hipotetycznie jakaś warmińska wieś. Reżyser zdecydował się na uwspółcześnienie dramatu, co widać po strojach aktorów, walutą jest polski złoty, gospodarz domu pojawia się pchając kosiarkę do trawy, nie ma służby, którą Czechow umieścił w swoim tekście. Grający postać lekarza na scenie olsztyńskiego teatru Maciej Mydlak zdaje się być pogodzony z losem. Odrzuca uczucie kochającej go zamężnej Pauliny (Ewa Pałuska-Szozda), kiedy ta mówi: „Ach, żeby choć pod koniec życia nie ukrywać się, nie kłamać”. Odpowiada jej krótko: „Za późno na zmiany”. Córka Pauliny – Masza (Małgorzata Rydzyńska) szybko odkrywa, że jest na dobrej drodze, aby powtórzyć nieudane życie matki. Kocha się bez wzajemności w Konstantym (Maciej Cymorek), ale zwiąże się z kim innym. W akcie rozpaczy Masza powie: „Gdy w sercu zalęgnie się miłość, natychmiast precz z nią!”. Wyjdzie za mąż za wiejskiego nauczyciela Siemiona (Krzysztof Plewako-Szczerbiński). Tak go scharakteryzuje: „Jest dobry i biedny, bardzo mnie kocha, żal mi go.”. Masza nie stroni od alkoholu. O swoich planach na przyszłość mówi tak: „Wyjdę za mąż, to jakoś mi to wywietrzeje z głowy, nowe troski wyrugują wszystkie dawniejsze. I jednak jakaś zmiana” i dodaje: „Kobiety piją częściej, niż się panu wydaje, większość robi to w ukryciu.” To ona, zapytana o czerń swojego stroju, odpowie słynnym cytatem: „Noszę żałobę po swoim życiu”. Jej ojciec – Szamrajew (Marcin Tyrlik) nie dostrzega ani żony, ani córki. Zdaje się być całkowicie pochłonięty pracą w gospodarstwie. Paradoksalnie, przez swą pragmatyczność, jest ciałem obcym w miejscu gdzie, jak mówi aktorka Arkadina (Marzena Bergman), jest: „Cicho, gorąco, nikt nic nie robi, wszyscy filozofują”. Sławna artystka, jak co roku, przyjeżdża do majątku, teraz w towarzystwie kochanka. Jest nim wzięty pisarz Trigorin (Radosław Hebal). Mówi się, że pisze utwory „nie pozbawione talentu i wdzięku, i nic więcej”. Sam Trigorin w przypływie szczerości wyzna: „Nie lubię siebie jako pisarza. Żyję jak we śnie i często nie rozumiem tego, co piszę”. Dla Niny (Emilia Lewandowska) pojawienie się pisarza stanie się momentem przełomowym. Młoda kobieta ulegnie fascynacji sławnym artystą. Tym samym jej relacja z wielbiącym ją Konstantym mocno się ochłodzi. Początkujący autor poczuje się upokorzony w dwójnasób. Stracił ukochaną Ninę, a jego dramat wystawiony na scenie nad jeziorem, delikatnie mówiąc nie spotkał się z życzliwym przyjęciem. Od matki usłyszy, że zazdrości talentu pisarzowi, zostanie nazwany dekadentem. Tymczasem Nina będzie ulegała coraz większej fascynacji dużo starszym od siebie pisarzem. Powie mu: „Jedni ledwo, ledwo wegetują i są tacy do siebie podobni, tacy nieszczęśliwi; innym, jak na przykład panu – bo pan jest jeden na milion – przypadło w udziale życie niezwykłe, promienne, pełne znaczenia … pan jest szczęśliwy… Pana życie jest piękne”. Ku swojemu zaskoczeniu usłyszy: „A cóż w nim takiego pięknego? Dzień i noc dręczy mnie jedna natrętna myśl, muszę pisać, muszę… Ledwo skończę jedno opowiadanie, już, nie wiadomo po co, muszę pisać drugie. (…) Czuję, że pożeram własne życie. (…) Czy moi bliscy i znajomi traktują mnie jak człowieka normalnego?”. Nina nie uwierzy w szczerość tego wyznania. Postanowi wyjechać razem z nim do miasta, zostać zawodową aktorką. Powie: „Za sławę zniosłabym wzgardę najbliższych, nędzę, rozczarowanie”. Na scenie pojawia się też brat Arkadiny – Piotr (Cezary Ilczyna). Emerytowany radca stanu chciał być literatem, pięknie mówić, mieszkać w mieście, ożenić się. Nic z jego planów nie wyszło. Piotr powie: „Właściwie nie żyłem, niczego w gruncie rzeczy nie zaznałem i naturalnie bardzo chce mi się żyć”. Od lekarza usłyszy bolesną prawdę, że „Zgodnie z prawami przyrody wszelkie życie musi mieć swój kres”.

Atmosfera zacznie się zagęszczać. Starzejący się pisarz wyzna przed Arkadiną, co czuje do Niny: „Miłość śliczna, młodziutka, pełna poezji, miłość ze świata marzeń… Tylko ona jedna może dać szczęście! Takiej miłości jeszcze nie przeżyłem.” „Miłość przyszła, wzywa mnie… Czy wolno uciekać przed nią?” Tym samym upokorzy swoją kochankę. Mocna jest scena, w której kobieta rozbiera się przed nim, pytając go o swoją atrakcyjność. (U Czechowa rzuca mu się do kolan). To musi być dla niej bardzo bolesne, wszak dotychczas zdobywała wszystko, czego zapragnęła. Mężczyźni za nią szaleją. Koniec końców, wygrywa rywalizację z młodą Niną. Ale Konstanty już nie odzyska ukochanej, Nina nie zmieni planów. Wyjedzie podobnie jak jego matka i pisarz, który w przypływie szczerości wyzna, że „nie ma własnej woli”. Konstanty będzie od niej otrzymywał listy podpisywane słowem „Mewa”.

Wszyscy ponownie spotkają się po dwóch latach. Starzejący się Sorin powie, o Maszy, że „brak jej osobistego szczęścia”. Teraz to mężatka, matka dziecka i żona nauczyciela, którym wszyscy pomiatają. Konstanty zacznie publikować swoje utwory w prasie literackiej. Odniesie pewien sukces, chociaż z żalem wyzna, że: „Wszystko co piszę jest martwe, jałowe, ponure”. Kolejny cios padnie ze strony matki, która zapytana przez lekarza, czy cieszy się, że jej syn został pisarzem, oświadczy: „Właściwie jeszcze nic nie czytałam. Wciąż nie mam czasu”. Zrozpaczony Konstanty wykrzyknie: „Wy rutyniarze, przemocą zdobyliście pierwszeństwo w sztuce (…) nie uznaję was! Nie uznaję ani ciebie, ani jego!” A potem spotka się z Niną. Inną, dojrzalszą, mocniejszą, bardziej świadomą siebie. Ta nowa Nina przypomni mu, jak kiedyś zastrzelił mewę. „Przyszedł obcy człowiek, zobaczył ją i dla zabawy uśmiercił”. I zanim na zawsze się rozstaną, powie mu coś, co od biedy można by nazwać credo artysty: „Teraz wiem, że w naszej pracy wszystko jedno czy gramy, czy piszemy – najważniejsze to nie sława, nie blask, nie to, o czym marzyłam, tylko po prostu wytrzymałość w cierpieniu. Trzeba dźwigać swój krzyż i wierzyć. Ja wierzę i dlatego tak nie boli, a kiedy myślę o swoim powołaniu, nie boję się życia”. Konstanty tej siły nie posiada. „Błądzę w chaosie marzeń i wizji, nie rozumiem, komu i po co to potrzebne. Nie mam wiary, nie wiem, co jest moim powołaniem”.

W finale zza sceny słychać wystrzał. Młody pisarz odbiera sobie życie. Igor Gorzkowski przygotował przedstawienie bliskie wizji autora. Aktorzy trzymają się tekstu, chociaż są pewne skróty. Te jednak nie mają wpływu na odbiór całości. Są zatem błyskotliwe dialogi, jest dawka humoru i ponadczasowe sentencje. Niepokoi, przynajmniej mnie, postać milczącego Pierrota (Aleksandra Kolan), który przechadza się po scenie. To dziewiętnastowieczny symbol tragicznie odrzuconego kochanka, zaś w malarstwie to niemy świadek otaczającego świata. Tutaj jego obecność oznacza upływ czasu. (Paulina: „Ach, ucieka nam życie!” Arkadina: „Nie ma na to rady.”) Gorzkowski wcześniej przygotował dla olsztyńskiego teatru „Opętanych” wg Witolda Gombrowicza. Należy dodać, przedstawienie bardzo udane. Znaczną część tamtego zespołu aktorskiego zebrał przy pracy nad „Mewą” i widać, że lubi z tymi ludźmi pracować. Dobrze się ten spektakl ogląda. Pozostają w pamięci mocne kolory i prosta scenografia (Joanna Walisiak). „Mewa” to ciągle aktualny klasyk światowej dramaturgii. To opowieść o nadziejach, zmarnowanych szansach, braku odwagi zmierzenia się ze swoimi marzeniami. Wyborach drogi życiowej i prawie do wolności. W olsztyńskiej inscenizacji to popis duetu Emilia Lewandowska – Maciej Cymorek. No i rzecz jasna wspaniała Arkadina w wykonaniu Marzeny Bergman.

 

 

czwartek, 26 grudnia 2024

Rok 2024 w literaturze Warmii i Mazur

 


Jak co roku robię podsumowanie tego, co czytelnicy znaleźli na księgarskich półkach. Skupiam się na książkach związanych tematycznie lub biografią autorki/autora z regionem Warmii i Mazur. Właściwie, mógłbym tę wyliczankę złośliwie podsumować jednym zdaniem. Autorka ukrywająca się pod pseudonimem Joanna Jax w mijającym roku opublikowała jedenaście książek i tym samym podważyła sens tworzenia całej reszty piszących. Jednakże ukazało się całkiem sporo innych tytułów, co każe myśleć, że ludzie sięgali również po utwory prozą i poezją konkurencji.

No to zaczynamy! Najpierw poezja. Nie było tego zbyt wiele. Mieszkający w leśniczówce Pranie Wojciech Kass napisał „Medytacje na 31 dni”, a tworzący w podolsztyńskim Jonkowie Andrzej Wojciechowski tom „Zdychota. Wiersze wybrane”. Tadeusz Rawa pochodzi z Reszla, ale związany jest z Olsztynem. Wydał „Śladami życiowych przemyśleń”. Olsztyniak Michał Ostrowski napisał „Imago” a Krzysztof D. Szatrawski "Suitę w garniturze". Elblążanka Dominika Lewicka-Klucznik „Rewir”. Również w Elblągu mieszka Wiesław Piechota, autor tomu „Jutro”. W Lidzbarku koło Działdowa mieszka Natalia Kłosowska, Napisała ona „Odtajnione lekcje życia”. Jabłonowo to też okolice Działdowa. Tutaj tworzy Teresa Dwórznik-Romańska. Jej książka nosi tytuł „Tam, gdzie Wel drąży wąwozy i Wkra nawadnia łąki”. W Działdowie mieszka Magdalena Cejman. Wydała ona „Nasiona ciszy”. Również z Działdowem jest związana Anna Barbara Czuraj. Jej książka ma tytuł „Wiersze do wyboru”. Alicja Poturnicka wydała „Przemijanie”. Elżbieta Szczepkowska do spółki z Rajmundem Szczepańskim są autorami „Oblicz podróży”. To tyle. W porównaniu do lat minionych poezji jakby mniej.

Proza. Najpierw kryminały. Krzysztof Beśka opublikował „Zabójczą koniunkcję”, a urodzony w Olsztynie Juliusz Machulski „Nikczemnego narratora”. Pochodzący z podolsztyńskich Dywit Przemysław Borkowski wydał "Noc poślubną". Warszawiak, ale pomieszkujący w okolicach Reszla, Marcin Meller jest autorem „Dzieci lwa”. W samym Reszlu rozgrywa się akcja kryminału „Ta, która wie” autorstwa Katarzyny Kuśmierczyk. Z Rybna pochodzi Mika Modrzyńska, autorka „Poradnika grzebania kotów”. Iławianka Weronika Mathia wydała dwa tytuły: „Szept” i „Rój”. Pochodząca z Działdowa Paulina Cederska również napisała dwa kryminały. Są to: „Puste miejsce” i „Ciało obce”. „Ostrakon” to książka autorstwa Krzysztofa P. Czyżewskiego. Elblążanka Agnieszka Pietrzyk wydała „Ostatnie słowo”. Katarzyna Gacek umieściła akcję swojej książki pt. „Krew z krwi” na Mazurach. Również na Mazurach toczy się fabuła „Nie pytaj” Marii Biernackiej-Drabik. Z kolei na Warmii toczy się akcja kryminału Alka Rogozińskiego pt. „Bal wszystkich nieświętych”. Olsztyniak Paweł Rutkowski wydał „Projekt Paradiso”. „Mroczno” to tytuł, ale i nazwa miejscowości, w której toczy się akcja kryminału Tomasza Wandzela. Bohaterowie książki Alicji Sinickiej „Karnawał” przeżywają dramatyczne chwile na Mazurach. Reasumując, całkiem sporo, ale w przeszłości bywało więcej.

Za to proza obyczajowa pod względem liczbowym ma się znakomicie. Wracam do przywołanej na początku Joanny Jax i zaczynam wyliczankę: „Wiosenne przebudzenie”, „Letnie przesilenie”, „Jesienne pożegnanie” i na koniec „Zimowy sen”. Jedziemy dalej: „Kair, czwarta rano”, „O północy w Berlinie”, „Długa droga do domu”, „Uciekinierzy”, „Najlepsza przyjaciółka” i „Miłość pod czerwoną gwiazdą”. Jedenastą książką (dla dzieci) jest „Ferajna ze szkolnej ławki”. Duży urobek ma inna autorka literatury popularnej, czyli Wioletta Piasecka. Co prawda to tylko pięć książek, ale… Wymieniam: „Chata pod starym świerkiem”, „Zakochana służąca”, „Szalone noce w Paryżu”, „Sekret bibliotekarki”. Mieszkająca na co dzień w leśniczówce pod Fromborkiem pisarka ma też coś dla najmłodszych, czyli wiersze „Krówka. Bajeczki z zagrody”. Karolina Wilchowska z podolsztyńskich Dywit goni przywołane autorki. Nie bez sukcesu. Oto, co wyszło spod jej pracowitego pióra: „Dom grzechu”, „Apartament grzechu”, „Cztery ściany grzechu”. Można wyobrazić sobie całkiem długą listę miejsc grzechu, a zatem i nowe książki. Ale autorka trzyma nas w napięciu i niepewności, bo kolejne tytuły to: „Hold my hand” i „Toddler. Zacznijmy od nowa”. Teraz wymienię autorki/autorów, którzy nie są tak ekspansywni, bo wydali raptem jeden, dwa tytuły. Iławianka Małgorzata A. Jędrzejewska napisała „Szczęściarzy z wygranej”, a barczewianka Renata Kosin „Gdzie święty traci głowę”. Katarzyna Michalak w ramach sagi mazurskiej opublikowała „Trzy życzenia”. Agnieszka Olejnik jest autorką powieści „Odnajdę cię”, zaś elblążanka Katarzyna Petersen napisała „Gmaszysko”. Inna elblążanka – Krystyna Przeradzka jest autorką książki autobiograficznej pod intrygującym tytułem „Wszystko to, czego nie mogłam powiedzieć za życia”. Olsztynianka Helena Piotrowska wydała powieść „Książę i winogrono”. Kolejna olsztynianka, czyli Wioletta Sawicka wydała dwie książki. Są nimi: „Niebo z naszych stron” i „Nasze drzewa są jeszcze młode”. Również dwie książki opublikowała mieszkająca w Szczytnie Grażyna Mączkowska. Są nimi: „Tajemnice różanego ogrodu” i „Szepty jeziora”. Na Mazurach toczy się akcja książki Barbary Rybałtowskiej „Przypadek sprawił”. Również w tej części naszego kraju umieściła fabułę książki „Historie do końca” Marlena Semczyszyn. Olecko to również Mazury, a właśnie tutaj los zaprowadził bohaterów książki Małgorzaty Sidz „Garbate lato”. Za to Małgorzata Starosta zaprasza czytelników na Warmię. Warunkiem będzie sięgnięcie po jej „Znachorkę”. Joanna Wtulich przenosi czytelników w czasie do Prus Wschodnich, wydała książkę „Narzeczona i hrabia”. „Bądź przy mnie” to historyczna opowieść Bogny Ziembińskiej. Również Nina Zawadzka wędruje po zakamarkach przeszłości w powieści „Ostatnie takie lato”. Nie inaczej będzie w książce Elżbiety Zakrzewskiej „Bohaterowie wojennej codzienności”. Ale to nie koniec książek z historią w tle. Marcin Adamkiewicz jest autorem „Klątwy jeziora”. Anna Dziewit-Meller opublikowała powieść „Juno”, której akcja rozgrywa się w fikcyjnej wsi Kujdyny na Mazurach. Są i pozycje w nurcie fantasy. Anna Bengueddah opublikowała „Cienie przeszłości”. Tu ciekawostka. Na portalu lubimyczytac.pl znaleźć można grubo ponad dwadzieścia(sic!) książek o takim tytule. Przywołana wcześniej Mika Modrzyńska jest autorką powieści „Welesówna”.

Reportaż. Niewiele ich wyszło. Przywołam trzy. Ostródzianka Anna Maziuk jest autorką książki „Niedźwiedź szuka domu”. Bartosz Panek opublikował reportaż „Zboże rosło jak las: pamięć o pegeerach” a Katarzyna Roman-Rawska „Zaśnięcie Anisy. Opowieść o polskich starowierach”.

Gwoli sprawiedliwości dodam, że w mijającym roku opublikowałem dramat zatytułowany „Podbój”.

W swoim podsumowaniu zrezygnowałem z wymieniania książek będących katalogami, księgami pamiątkowymi, almanachami, biografiami, materiałami pokonferencyjnymi, powieściami dla dzieci, komiksami, wspomnieniami, przewodnikami, fraszkami, monografiami, felietonami i dziennikami.


Na koniec, jak zawsze, zostawiłem to, co uważam za najciekawsze w mijającym roku. Wskazuję na dwie książki, które pozornie różne, mają ze sobą wiele wspólnego. Obie opisują relację z osobami najbliższymi. Urodzona w Lidzbarku Warmińskim Eliza Kącka w powieści autobiograficznej „Wczoraj byłaś zła na zielono” odsłania przed czytelnikiem relacje z córką. Olsztynianka i Warmiaczka Joanna Wilengowska w książce „Król Warmii i Saturna” snuje opowieść, której głównym bohaterem czyni swojego ojca. Obie książki są doskonale napisane, obie skrywają wiele poziomów odczytania. U Elizy Kąckiej mamy zapis prywatności oraz odkrywania bliskości w inności. U Joanny Wilengowskiej to przede wszystkim wsłuchiwanie się w opowieści ojca, odkrywanie wcześniej wyciszonej przeszłości, wreszcie przybliżanie czytelnikowi trudnej historii prywatnej i szerszej, w której znalazło się systemowe usuwanie Warmiaków z przestrzeni publicznej. Oba tytuły do lektury, oba do smakowania.

Z mojego wypisu można wysnuć wniosek, że na Warmii i Mazurach mijający rok należał do kobiet. To one napisały najwięcej książek, a ich utwory należą przede wszystkim do literatury popularnej. Za to największe wrażenie robią zwykle, i tak jest w tym przypadku, te teksty, które przynależą do rejestrów artystycznych. Można by też powiedzieć, że o ile literacka nadprodukcja zapewne przekłada się na stan konta w banku, to w żadnym wypadku nie przetrwa próby czasu. Pytanie do autorów pozostaje niezmienne od lat. Czy wolą teraz mieć, czy jutro być?